W poprzednim poście pisałam, że ogarnęła mnie szyciowa depresyjka i przez tą pogodę wciąż jeszcze mnie trzyma ;-) Po zrobieniu tutu dla Luny uszyłam jeszcze tylko spódnicę, którą zaprezentuję dzisiaj i 15 sztuk małych kosmetyczek/portfelików, które były prezentami dla urodzinowych gości Luny :-)
No i zrobienie zdjęć! - faktycznie makabra kiedy za oknem szaro! teraz rozumiem Wasze zimowe narzekania :-)
Ale na szczęście dzisiaj(niedziela) mamy słońce, niebieskie niebo i od razu 30 stopni ciepła - to lubią tygryski najbardziej!!! :-) Zdjęcia zrobione i gorące lądują na blogu, bo inaczej nie będzie żadnego lipcowego wpisu...
Spódnica do narodowych tańców paragwajskich - tradycyjnie robiona z pełnego koła z misternej, ręcznie robionej koronki:
Zdjęcie znalezione w internecie. |
Zdjęcie znalezione w internecie. |
Z biegiem czasu, szczególnie po tym, kiedy zaczęto uczyć tańców paragwajskich dzieci w szkołach, koronkę zastąpiono sztuczną siateczką, a pełne koło klinami:
Luna z kolegą z klasy, w pożyczonej od sąsiadki typowej spódniczce do tańców paragwajskich. |
Do szkoły tańca dla Luny postanowiłam uszyć spódnicę sama. To co uszyłam odbiega trochę od powszechnie dostępnych tego typu spódnic. Po pierwsze skroiłam ją z pełnego koła, na pasku dodałam kolorową koronkę, na dole spódnicy zamiast zwykłej zrobiłam falbankę typu pettiskirt(ręczne marszczenie z 12m do 5m! brrr!) plus ta sama koronka co na pasku spódnicy. Efekt bardzo mnie zadowala, rzekłabym nawet nieskromnie, że mnie zachwyca ;-) Kolor biały wybrała Luna sama, a ja miałabym ochotę uszyć coś podobnego dla siebie, w innym kolorze, oczywiście bez tej kolorowej koroneczki i w długości do kolan - pięknie to wygląda, bo podczas szycia wciąż się oglądałam w lustrze ;-)))